Kisiel Kisiel
8255
BLOG

Smoleńsk. Oszołom czy zdrajca?

Kisiel Kisiel Polityka Obserwuj notkę 41

W tym tygodniu pewien lokalny tygodnik opublikował wywiad ze mną o tragedii z 10 kwietnia 2010 r. Wklejam go w całości (tytuł nie jest mojego autorstwa):

-Należysz do grupy blogerów badających okoliczności katastrofy smoleńskiej. Czy mógłbyś wyjaśnić, czym się dokładnie zajmujecie, na czym polegają wasze badania i jakie jest twoje stanowisko w tej sprawie?

W internecie od 10 kwietnia 2010 roku trwa podobnie jak w realu dyskusja na temat przyczyn i przebiegu tragedii smoleńskiej. Blogerzy i komentatorzy dzielą się, jak zapewne wiesz,  na zwolenników oficjalnej wersji, tzn. na tych, którzy uważają, że 10 kwietnia doszło do katastrofy spowodowanej przypadkowymi okolicznościami oraz na tych, którzy skłaniają się ku hipotezie zamachu. Na tym jednak nie kończą się różnice stanowisk, bowiem w pierwszej grupie są tacy, którzy sądzą, że powodem katastrofy były złe warunki atmosferyczne oraz błędy pilotów i tacy, którzy za stroną rosyjską i idącą w ślad za tym medialną dezinformacją powtarzają, że podstawową przyczyną rozbicia się polskiego samolotu była postawa głównego  pasażera samolotu, czyli śp. Prezydenta  Lecha Kaczyńskiego, który za pośrednictwem innych pasażerów (m.in. ministra Kazany, czy generała Błasika) wywierał nacisk na pilotów, zmuszając ich do lądowania w Smoleńsku mimo fatalnej pogody.
W grupie zwolenników hipotezy, że polska delegacja zginęła w wyniku zamachu, podziały są większe i bardziej złożone. Znacząca  część dyskutujących  idzie tropem ustaleń Zespołu Parlamentarnego Antoniego Macierewicza, skłaniając się ku tezie, że polski samolot rozbił się opodal smoleńskiego lotniska na skutek wybuchów i towarzyszących im licznych awarii.
- Czy ty również skłaniasz się ku tej hipotezie?
Moim zdaniem sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana  i wymaga znacznie szerszych badań, by nie powiedzieć – śledztwa. Zanim jednak rozwinę ten wątek, przedstawię szkicowo, jak rozwijała się sytuacja na przestrzeni ostatnich już dwóch z górą lat.
O tragedii z 10 kwietnia dyskutuje się w bardzo wielu miejscach, do najważniejszych należą portale  salon24, Blogmedia, Blogpress, Niepoprawni,  Niezależna, Gra na giełdzie i oczywiście fora lotnicze. Jakiś czas temu doszedł jeszcze portal Nowy Ekran. Początkowo większość z nas trzymała się razem i dyskutowaliśmy, wzajemnie się dopełniając, jednak z czasem pojawił się bies niezgody. Nie chcę teraz analizować, dlaczego tak się stało, dość, że to nastąpiło i trwa, a nawet pogłębia się. Kiedyś bloger KaNo, czyli pochodzący z Wałcza ekspert Zespołu Parlamentarnego – amerykański naukowiec Kazimierz Nowaczyk i bloger Free Your Mind, czyli doktor filozofii z Rzeszowa – Paweł Przywara, prowadzili wspólnie netowe czasopismo POLIS, w którym i ja publikowałem wiersze i szkice, dziś stoją oni po przeciwnych stronach barykady. Nawet ja – mało znaczący na ich tle bloger, zostałem swego czasu zbanowany przez Kazimierza Nowaczyka, kiedy podjąłem delikatną próbę przedstawienia kilku krytycznych uwag. Netowe towarzystwo jest równie drażliwe i kłótliwe jak inni Polacy – nie próbuj podważać czyjegoś stanowiska, nie prezentuj odmiennej opinii, bo wylecisz na zbity pysk z towarzystwa wzajemnej adoracji.
- Słyszałem, że podpadłeś również  Antoniemu Macierewiczowi?
Czy ja wiem?(uśmiech)  Może trochę.  Na spotkaniu z Antonim Macierewiczem w Złotowie zadałem trzy moim zdaniem niezbyt kontrowersyjne pytania. Wspomniałem przy tym o tzw. maskirowce i to wystarczyło, by podniósł się krzyk. Sam przewodniczący Zespołu nie omieszkał nieco mnie zrugać, a niektóre osoby z publiczności rzuciły w moją stronę po spotkaniu epitet  prowokator. Trochę to zabawne, bo dla wyznawców pancernej brzozy  jestem oszołomem ze smoleńskiej sekty, natomiast dla wyznawców pana Macierewicza jestem zdrajcą i prowokatorem. Oto Polska właśnie. Nie ma dyskusji, wymiany argumentów, żmudnego poszukiwania prawdy, szacunku dla odmiennego stanowiska, jest wykluczenie, szyderstwo i pogarda. Od razu zaznaczę, że w moich ustach formuły „wyznawcy pancernej brzozy” i „wyznawcy pana Macierewicza” to jedynie skróty określające pełną emocji postawę, a nie inwektywy. Nie chciałbym, aby słowa te zostały odebrane jako jeszcze jeden przykład panującej u nas atmosfery pogardy. Ubolewam nad tym, że nie stać nas na takt i powagę w obliczu narodowego dramatu, że rzucamy się sobie do gardeł. Rozumiem i szanuję traumę Polaków, bo sam ją wciąż odczuwam i czas niczego nie zmienia, oczekiwałbym jednak jednocześnie większego dystansu, refleksji i wzajemnego szacunku.
- Mógłbyś wyjaśnić, co oznacza przywołany przez ciebie termin maskirowka?
Tym rosyjskim słowem, chcemy wyrazić opinię, że przekaz oficjalny jakoby na niewielkiej polance w krzakach pod płotem smoleńskiego lotniska wojskowego doszło do katastrofy, ewentualnie do zamachu, jest kłamstwem, mistyfikacją.
- Czyli grupa blogerów, do której należysz, uważa, że w tamtym miejscu nie doszło do katastrofy? Przecież to zupełnie odjechany pogląd.
No właśnie, to co teraz mówisz, to typowa reakcja kogoś, kto ulega sile autorytetów i mediów. Tymczasem my staramy się spojrzeć na to, co nam się serwuje, z dystansu, na chłodno.
- I kiedy tak patrzycie na chłodno, co widzicie?
Ano na przykład to, że w tym, co nam się podaje od przeszło dwóch lat, nic się nie zgadza. Pamiętasz jak w pierwszych chwilach po katastrofie mówiono o jakach i tupolewie? Pamiętasz, ile razy zmieniano liczbę ofiar? Najpierw były to 132 osoby, następnie 87, 97, aż w końcu stanęło na 96. Jak podawano, że trzy osoby przeżyły, że dwie ofiary nie zostały zidentyfikowane z żadną osobą z listy pasażerów? Jak zmieniano czas katastrofy, liczbę podejść do lądowania? Jak przez dwa lata „odszumiano” nagranie z czarnej skrzynki CVR, czyli nagranie audio z kabiny pilotów, tak, że wszystko, co wcześniej podawano, się zmieniło? I aktualna sprawa: jak się mają oświadczenia pani Kopaczowej o starannym badaniu miejsca katastrofy, o przekopywaniu gruntu do głębokości metra, gdy do tej pory znajdowane są tam szczątki jakiegoś samolotu? Jak się mają jej zapewnienia o przeprowadzanych wspólnie polsko-rosyjskich sekcjach zwłok ofiar katastrofy i identyfikacjach w obliczu wychodzących na jaw kolejnych zamianach zwłok?
- No dobrze, ale w jaki sposób na podstawie tych wymienianych przez ciebie rozbieżności, można dojść do wniosku, że katastrofy koło smoleńskiego lotniska nie było?
Ja osobiście nie chcę przesądzać, czy w miejscu wskazanym przez Rosjan doszło, czy nie doszło do katastrofy, jednak wiele wskazuje na to, że oficjalna narracja, której również w pewnym sensie poddaje się Zespół Parlamentarny Macierewicza, jest fałszywa.
- To znaczy? Proszę konkretnie.
Ok. Spróbuj mi zatem wyjaśnić, jak to możliwe, że zarówno ambasador Bahr oczekujący na lotnisku Siewiernyj na przylot prezydenta, jak i na przykład towarzyszący mu pracownik kancelarii prezydenta Marcin Wierzchowski, nie słyszeli odgłosów katastrofy, a znajdowali się od tego miejsca około 800 metrów. Ambasador Bahr relacjonował, że o tym, iż coś się dzieje, zorientowali się po nerwowym zachowaniu Rosjan. A przecież huk uderzającego o ziemię, czy rozpadającego się w powietrzu pod wpływem wybuchu kilkudziesięciotonowego samolotu, pędzącego na dodatek z prędkością blisko 300 km na godzinę, powinien być słyszany w promieniu co najmniej kilku, a może nawet kilkunastu kilometrów. Pamiętam reportaż tv ze Smoleńska, w którym pracownik warsztatów położonych opodal miejsca zdarzenia mówił, że usłyszeli jakby dźwięk pękającej w ognisku butelki i nic więcej. Chyba tupolew to coś więcej niż butelka, prawda? Spójrz na przykład na zdjęcia szczątków samolotu. Niektóre z nich, choćby kilkutonowe, stalowe podwozie, leżą jakby je delikatnie ułożono, a zaraz obok oparty jest o liche krzaki fragment kadłuba. Tak upada pędzący z ogromną szybkością kolos? Nawet miękkiego gruntu nie porył? Przecież to nieprawdopodobne. Inna sprawa. Tenże sam ambasador Bahr opowiadał zaraz po tragedii, że biegali po pobojowisku, zaglądali do szczątków samolotu, bo chcieli ratować pasażerów i nie mogli nikogo znaleźć. Pytam: gdzie były ofiary, gdzie były ich bagaże, gdzie przeszło sto foteli lotniczych w pierwszych chwilach po katastrofie? Przecież ani na filmie operatora Wiśniewskiego, ani na filmie Fomina, ani na filmiku Koli tego wszystkiego nie widać. Dopiero później zaczęto nas ekscytować zdjęciami ofiar, z czego niektóre okazały się fotomontażami. Ambasador Bahr konstatował ze zdumieniem, że obraz miejsca tragedii, który zobaczył później w telewizji, nijak się miał do tego, co ujrzał zaraz po katastrofie. Również operator Wiśniewski opowiadał, że początkowo nawet nie sądził, że to jest polski samolot i że to, co zobaczył, wyglądało na katastrofę małego samolotu.
- To wszystkie wasze argumenty mające potwierdzać mistyfikację?
Nie żartuj, to tylko przykłady, wątpliwości i pytań jest znacznie więcej.
- Na przykład? Podaj kilka kolejnych.
Proszę bardzo. Jak to możliwe, że samolot rozpadł się na dziesiątki tysięcy drobnych fragmentów, a ciała niektórych pasażerów zachowały się nienaruszone, na przykład Katarzyny Doraczyńskiej, która wyglądała jakby spała według relacji identyfikujących, czy pani Anny Walentynowicz, która siedziała przecież w centralnej części samolotu, w której według Antoniego Macierewicza miało dojść do eksplozji, czy prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego? Dodam, że na pewno w dwóch z trzech wymienionych przeze mnie przypadków, mimo braku obrażeń doszło do zamiany ciał, ponadto w przypadku Anny Walentynowicz ktoś już po identyfikacji zmasakrował jej twarz. Pytam, jak mogło do tego dojść?
Inny przykład wątpliwości: dlaczego według komunikatu smoleńskiego zakładu energetycznego linia energetyczna na ścieżce podejścia smoleńskiego lotniska zerwana została o godzinie 8:39:35, podczas gdy oficjalny czas katastrofy to 8:41:02? Skąd ta różnica czasu? Dlaczego żaden oficjalny czynnik tym się nie zajmuje? Interesujące w tej sprawie jest również to, że ani słupy, ani ceramiczne izolatory nie zostały uszkodzone. Czy jest możliwe zerwanie przewodów bez złamania lub choćby naruszenia słupa? Czy delikatne izolatory przetrwałyby w całości, gdy stalowe przewody podlegały ogromnym naprężeniom?
Kolejna sprawa: w gęstej mgle samolot, który nie jest w stanie trafić w pas, rozbija się akurat na niewielkiej polance pod płotem lotniska. A wokół są dwie ulice i liczne budynki: autokomis, stacja benzynowa, garaże, warsztaty, zakład utylizacji samolotów zaraz za płotem i lotniskowy hotel. Szczątki pędzącego z ogromną szybkością potężnego samolotu spadają jednak tak szczęśliwie, że nawet płotu nie uszkadzają. Cudowny zbieg okoliczności, prawda? Tym bardziej cudowny, gdyby to był zamach bombowy. Jak niesłychanie przemyślnym trzeba być, aby po podjęciu decyzji o zamachu na prezydenta i elitę wojskowo-polityczną dużego europejskiego kraju należącego do NATO i UE, zrealizować to tak, jak nam się przedstawia – skompletować zestaw pasażerów o najwyższym priorytecie bezpieczeństwa, następnie wsadzić ich do jednego samolotu i wysłać praktycznie bez ochrony na terytorium nieprzyjaznego państwa. Po czym doprowadzić do próby lądowania w gęstej mgle na zapyziałym pastwisku udającym lotnisko, precyzyjnie nakierowując tupolewa w lotniskowe krzaki i dopiero nad nimi odpalając ładunki wybuchowe, doprowadzić do katastrofy. Mistrzostwo świata, nie ma co. Miałbym w to uwierzyć? Przecież to jest nieprawdopodobne.
Pamiętasz zapis ostatnich chwil ze stenogramu? Samolot mimo komendy kapitana o odejściu nadal opada (a wcześniej przez blisko osiem sekund trzymał wysokość baryczną 100 metrów), tymczasem w kokpicie nie dzieje się praktycznie nic, tylko nawigator odlicza kolejne dziesiątki metrów do chwili, gdy tupolew zderza się z drzewami i ziemią. To jest psychologicznie uzasadnione, twoim zdaniem? Ten spokój załogi. Przecież każdy normalny człowiek w takiej sytuacji zadaje pytanie, co się dzieje? Podejmuje jakieś decyzje, wydaje komendy, a nawet przeklina. A tu nic.
I przypomnę, co nam pokazywano po katastrofie – brzózki przycięte na wysokości może półtora metra (są zdjęcia w necie, można sprawdzić). Czym niby miałby tupolew te drzewka tak równo strzyc? Chyba nie kołami? A jeśli nie kołami, to zapewne skrzydłami ostrymi jak ruska brzytwa. Tyle tylko, że wtedy koła i kadłub ryłyby grunt jak ruski pług ukraiński step. A tu ani widu, ani słychu takich śladów.
Albo jeszcze jedna sprawa – jak został oddzielony kadłub od ogona. Otóż według naszej wiedzy podłużnice łączące wręgi zostały przecięte szlifierką kątową. Widać to nawet na zdjęciach o lepszej rozdzielczości. Na takich zdjęciach widać ponadto, że niektóre części samolotu były zleżałe, jak to określił fizyk z Wrocławia – profesor Mirosław Dakowski, który także skłania się ku maskirowce. Dodam, że innymi znanymi zwolennikami maskirowki są profesor Jacek Trznadel i Krzysztof Cierpisz ze Szwecji. Polecam teksty tych osób. Są dostępne w necie. Jakby co, służę pomocą. Wystarczy się do mnie odezwać na blogu, albo na maila.
Mógłbym podawać kolejne przykładywątpliwości dotyczących nagłaśnianych przez media wersji przebiegu tragedii smoleńskiej, ale może lepiej, aby zainteresowani tematem sięgnęli po książkę blogera Free Your Mind, będącą owocem naszych dwuletnich blogerskich dociekań. Książka nosi tytuł Czerwona strona Księżyca i jest dostępna za darmo w necie. Można ją ściągnąć na przykład za pośrednictwem linków umieszczonych w profilu mojego bloga w salonie24. Podaję adres: kisiel.salon24.pl
Zaznaczam, że książka ta jest obszerna, liczy bowiem przeszło pięćset stron. Kto nie ma czasu, ani ochoty na czytanie, może zajrzeć na blog zestawienia. salon24.pl . Są tam ułożone tematycznie najważniejsze kwestie dotyczące zamachu smoleńskiego.
- Podsumujmy może naszą rozmowę, dobrze rozumiem, że między wami – zwolennikami maskirowki, a Zespołem Macierewicza nie ma punktów stycznych?
Ależ skąd, wręcz przeciwnie, jest ich sporo.
- Czyżby?
Naturalnie, że tak. Zacznijmy od najważniejszej kwestii – wspólny jest pogląd, że doszło do zamachu. Dalej – odrzucamy twierdzenie, że przyczyną katastrofy było zderzenie samolotu z brzozą. Zgadzamy się również co do faktu, że Rosjanie po 10 kwietnia zmieniali rozłożenie niektórych fragmentów wraku i że szkic zawarty w oficjalnym raporcie dotyczy późniejszej, a nie pierwotnej, sytuacji. I oni i my uważamy też, że stenogramy zostały wielokrotnie zmanipulowane.  
Tego, co wspólne, jest znacznie więcej, rzecz jednak w tym, że my domagamy się wnikliwego zbadania pomijanych aspektów dramatu z 10 kwietnia. Chcielibyśmy na przykład wiedzieć, co się działo rankiem 10 kwietnia 2010 r. na Okęciu. Dlaczego nie jest znane żadne zdjęcie, żadne nagranie pokazujące z bliska osoby przebywające tego ranka na tym lotnisku? Dlaczego nie widzieliśmy dotąd scen pożegnania delegacji w tym prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Przecież to była ważna okoliczność – siedemdziesiąta rocznica mordu katyńskiego. Wśród pasażerów byli czołowi politycy, urzędnicy i wojskowi. I co? Nie było tego ranka na płycie lotniska żadnej ekipy telewizyjnej? Żadnego fotoreportera? Nawet pracownicy medialni, fotografowie i operatorzy kancelarii prezydenta tego dnia według oficjalnego przekazu nie byli przy prezydencie, tylko pojechali trzy dni wcześniej samochodami do Smoleńska.  Przecież standardowo umieszcza się z takiej wizyty zdjęcia na stronie internetowej Prezydenta RP. Tym razem nikt nie dopilnował, by zrobiono materiał z wylotu?
Inne pytanie. Jak to jest, że tak wiele osób związanych w jakiś sposób z tragedią smoleńską, umiera w tajemniczych, tragicznych okolicznościach? Najbardziej znane przypadki to zabójstwo profesora Wróbla, wiceministra transportu za rządów PiSu, śmierć eksperta lotnictwa - Dariusza Szpinety, którego znaleziono powieszonego w hotelowej łazience w Indiach, dokąd wybrał się na wycieczkę z przyjaciółmi (tenże Szpineta wskazał w wywiadzie dla TVNu, że na podstawie znanego mu planu lotu polski tupolew mógł mieć problemy z wykonaniem lotu, bowiem w zapisie były błędy i taki plan nie zostałby zaakceptowany). Dziś usłyszeliśmy o samobójstwie technika pokładowego, który był ważnym świadkiem w sprawie smoleńskiej, bowiem 10 kwietnia wchodził w skład załogi jaka, który wylądował w Smoleńsku przed tupolewem. Niedawno zaskoczyła nas śmierć generała Petelickiego, który również dociekał z grupą ekspertów przyczyn katastrofy smoleńskiej. Ten szereg tajemniczych zgonów jest znacznie dłuższy i opinia publiczna chciałaby w końcu usłyszeć coś więcej, niż powtarzające się medialne i oficjalne oświadczenia o depresji i problemach rodzinnych, czy zdrowotnych denatów. Przy takim natężeniu tego rodzaju przypadków nawet najbardziej ufający władzy i mediom zaczynają się zastanawiać, co się właściwie dzieje i w jakim kraju żyjemy.
Mógłbym ten wywód ciągnąć jeszcze długo, ale zapewne więcej nie zmieści się na szpaltach Aktualności, więc na koniec wskażę tylko przenikliwy tekst blogera Zezorro dotyczący symboliki mordu smoleńskiego i zacytuję jedną jego myśl: „jesteś niewolnikiem, kiedy można bezkarnie zabrać ci wszystko, co dla ciebie święte”. Przeczytaj całość, polecam. 
Kisiel
O mnie Kisiel

linki do książki FYMa Czerwona strona księżyca: fymreport.polis2008.pl 65,2 MB 88 MB ebook 147 MB Zwolennikom Platformy i Komorowskiego Jestem poetą. To znaczy nazywam rzeczy imieniem: na świat mówię - świat, na kraj - Ojczyzna, czasem mówię chmurnie na durniów - durnie.   Tadeusz Borowski Kiedy jednak długi szereg nadużyć i uzurpacji, zmierzających stale w tym samym kierunku, zdradza zamiar wprowadzenia władzy absolutnej i despotycznej, to słusznym i ludzkim prawem, i obowiązkiem jest odrzucenie takiego rządu oraz stworzenie nowej straży dla własnego przyszłego bezpieczeństwa. Deklaracja Niepodległości Stanów Zjednoczonych Być może kiedyś będę zmuszony pragnąć klęski mego państwa, a to w przypadku, gdy przestanie całkowicie zasługiwać na dalsze trwanie, gdy nie może już być żadną miarą uznane za państwo sprawiedliwości i prawa - krótko mówiąc, gdy zaprzeczy swej naturze państwa. Ale taka decyzja jest decyzją przerażającą; nosi ona nazwę "obowiązku zdrady." Paul Ricoeur "Państwo i przemoc" kontakt: okolice@o2.pl   Discover the playlist Asa with Asa NAJWIĘKSZY TEATR ŚWIATA Siedzę na twardym krześle W największym świata teatrze Patrzę i oczom nie wierzę Nie wierzę, ale patrzę Przede mną mroczna scena Nade mną wielka kurtyna A przedstawienie zaraz się zacznie Codziennie się zaczyna Tragiczni komedianci Od tylu lat ci sami Niepowtarzalne stworzą kreacje Zamieniając się znowu rolami Ten, który dziś gra króla Do wczoraj nosił halabardę A jutro będzie tylko błaznem Prawa tej sceny są twarde Premiera za premierą Pomysłów nie zabraknie Publiczność zna ich wszystkie sztuczki A jednak cudów łaknie Po każdej plajcie antrakt A po nim znów premiera I jeszcze większa plajta A teatr nie umiera Siedzę na twardym krześle w największym świata teatrze Patrzę i oczom nie wierzę Nie wierzę, ale patrzę A obok mnie w milczącym tłumie w cieniu tej wielkiej sceny Artyści cisi i prawdziwi Artyści niespełnieni Nie zagram w tym teatrze Nie przyjmę żadnej roli. A serce, a co z sercem A niech tam sobie boli I każdy nowy sezon Niech będzie jak pokuta Stąd przecież wyjść nie można Więc siedzę jak przykuta Do tego właśnie miejsca W największym świata teatrze. Patrzę i oczom nie wierzę Nie wierzę, ale patrzę Pode mną smutna ziemia Nade mną nieba kurtyna Więc czekam aż Reżyser Niebieski Ogłosi wielki finał. Nie wierzę, ale patrzę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka